Na koniec podróży po Islandii zostawiliśmy sobie tzw. Złoty Krąg i stolicę kraju Reykjavik.
Złoty Krąg
Złoty Krąg to kilka miejsc najchętniej odwiedzanych przez turystów (to widać!), położonych w odległości kilkudziesięciu kilometrów od Reykjaviku. Zalicza się do nich: Thingvellir, Geysir i wodospad Gullfoss.
Thingvellir to miejsce zgromadzeń średniowiecznego, najstarszego na świecie parlamentu. Równina wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. To bardzo przyjemne tereny spacerowe, częściowo dostępne dla wózka – jest płaska trasa prowadząca do charakterystycznych pięciu domków – letniej rezydencji premiera. Thngvellir to także granica między płytami kontynentalnymi. I możliwość nurkowania w szczelinie między kontynentami Silfra. My nie próbowaliśmy, ale widzieliśmy kilka ekip szykujących się do zejścia pod wodę, wodę o temperaturze 2 stopni. Koszt takiego nurkowania to około 600 zł.
Geysir (“wybuchający”) to gejzer, od którego nazwę wzięły wszystkie gejzery. On już nie wybucha, ale obok niego jest aktywny – Strokkur – wyrzucający co kilka minut słup wody na kilkanaście metrów w górę.
Złoty Krąg to także wodospad Gullfoss, do którego można dojść i od dołu i od góry. Wodospad robi wrażenie, ale ciężko się do niego dopchać, takie tłumy.
Zwiedzając Złoty Krąg widzieliśmy też Kerid – jeziorko w kraterze. Można je obejść dookoła, ale to nie trasa dla wózka. Była to jedyna płatna atrakcja na wyspie, koszt wejścia to 400 koron czyli około 12 zł.
Reykjavik
Jeden cały dzień spędziliśmy w Reykjaviku. Po dwóch tygodniach podróży po dzikiej i niezamieszkałej Islandii tęskniliśmy już trochę za miastem. Reykjavik nie jest szalenie interesującym miastem, jest malutki, zamieszkały przez 120 tysięcy osób, nie obfituje w zabytki. Ale nam bardzo przypadł do gustu.
Najpierw podjechaliśmy pod budynek Perlan, niestety nieczynny, remontowany. Ten budynek to obrotowa, szklana kopuła zbudowana na czterech zbiornikach, które służyły do przechowywania miejskiego zaopatrzenia w wodę. Kiedyś na jego najwyższym piętrze znajdowała się obrotowa restauracja, wkrótce mają otworzyć w nim planetarium. Dostępny był jednak taras, z którego można podziwiać panoramę miasta.
Następnie zaparkowaliśmy na parkingu przy samym porcie. Z racji tego, że była to niedziela parking był darmowy. W weekendy zaraz obok portu odbywa się pchli targ Kolaportid. Można się zaopatrzyć w islandzkie przysmaki takie jak lukrecjowe słodycze, suszone ryby czy hakarl – sfermentowane mięso rekina.
Robiąc sobie spacer po Reykjaviku minęliśmy słynną budkę z hot-dogami – Bæjarins beztu pylsur (Najlepsze Hot-Dogi w Mieście). Ta budka z hot-dogami została uznana przez brytyjską gazetę The Guardian za drugą najlepszą w Europie budkę fast foodową. Zasłynęła również z tego, że Bill Clinton podczas swojej podróży na Islandię kupił w niej hot-doga. Nie sposób jej nie zauważyć, kolejka chętnych do zakupu była bardzo długa.
Byliśmy też w Harpie, nowoczesnym, bardzo ładnym budynku mieszczącym kilka sal koncertowych i operę. Polecamy sklepik z pamiątkami mieszczący się w Harpie. Wszystkie, ale to wszystkie pozostałe sklepiki w mieście miały dokładnie ten sam asortyment, tylko w tym można było znaleźć ciekawsze pamiątki.
Następnie przespacerowaliśmy się nad zatoką, mijając charakterystyczny pomnik Sólfar nazywany The Sun Voyager. Koło Höfði − zabytkowego drewnianego domu w którym w 1986 miało miejsce spotkanie prezydentów Ronalda Reagana i Michaiła Gorbaczowa, mające doprowadzić do zakończenia zimnej wojny – skręciliśmy w głąb miasta. Doszliśmy do głównej ulicy Laugavegur, przy której nie brakuje sklepików z pamiątkami, kawiarni, barów.
Niedaleko tej ulicy znajduje się symbol miasta, charakterystyczny kościół Hallgrímskirkja. Można wjechać na górę kościelnej wieży, aby podziwiać panoramę miasta. Koszt to około 30 zł. My z tego zrezygnowaliśmy ze względu na długą kolejkę oczekujących. Następnie wróciliśmy w okolice portu, po drodze “zahaczając” o jeziorko Tiornin, budynek parlamentu i katedrę, oba skromne i proste.
Cały spacer, z przerwami na jedzenie i kawę, zajął nam około 4 godzin.
Pojechaliśmy także na spacer do ogrodu botanicznego. Ogród nie jest duży, ale położony jest w dość dużym parku, w którym znajduje się także zoo. Przyjemne miejsce na spacer, jednakże ze względu na czas poza sezonem zamknięta była jedyna kawiarnia w ogrodzie, co nas mocno rozczarowało.
Reykjavik zapamiętamy także jako miasto bogate w piękne uliczne murale. Można je spotkać co krok i to głównie one stały się naszym celem fotograficznym.
Jedzenie
Jako, że Reykjavik nie jest duży, nie obfituje również w wiele restauracji. My jedliśmy zupę homarową w Sægreifinn (inna nazwa to Sea Baron), zaraz obok portu. Niepozorna budka, drewniane stoły, mało miejsca, ale zupa przepyszna. Dwa razy jedliśmy też na dworcu autobusowym, a raczej w Hlemmur Food Hall, czyli – podobnie jak w Poznaniu – dworcu przerobionym na miejsce dla kilku restauracji. Bardzo wygodnie (krzesełka do karmienia, świetna łazienka specjalnie dla matek) i smacznie.
Planowaliśmy zjeść także w Tapas Barinn, restauracji w której można zamówić menu degustacyjne składające się z specjalności islandzkich. Menu wygląda następująco: na początku kieliszeczek islandzkiej wódki Brennín, wędzony maskonur z sosem z Brennin, ryba o nazwie golec arktyczny z salsą paprykową, homar pieczony w czosnku, ryba o nazwie line z homarowym sosem, jagnięcina w sosie piwnym, wieloryb w sosie żurawinowym i deser ze skyru, czyli islandzkiego jogurtu. Taki zestaw to koszt około 250 zł, w sezonie cena jest wyższa. My nie zdecydowaliśmy się na taką kolację ze względu na nabiał, który występował w każdym daniu, a którego Jaś (a co za tym idzie i Jasia mama) nie może jeść, a także ze względu na obecność wieloryba w tym zestawieniu, którego jeść nie chcielibyśmy.
Czy w czasie podróży na Islandię warto odwiedzić miejsca zaliczane do Golden Circle i Reykjavik?
Zdania są podzielone. Niektórzy mówią, że w porównaniu do innych atrakcji Islandii, Złoty Krąg jest mocno przereklamowany, a Reykjavik nudny. Inni nie wyobrażają sobie pobytu na Islandii i nie zobaczenia tych miejsc. My, będąc na Islandii dwa tygodnie, nie mieliśmy takich dylematów, mieliśmy czas i na Złoty Krąg i na Reykjavik. Jeśli chodzi o Złoty Krąg to polecilibyśmy jedynie gejzer Strokkur, bo to coś nowego, czego nigdzie indziej nie widzieliśmy. Reykjavik natomiast przypadł nam do gustu, ale gdybyśmy mieli ograniczony czas wycieczki i dla zobaczenia Reykjaviku musielibyśmy zrezygnować np. z laguny lodowcowej Jökulsárlón to byłaby to zła decyzja. Chyba najtrafniejszą decyzją jest – o ile nie posiada się w grupie niemowlaka – zobaczenie Złotego Kręgu i Reykjaviku w jeden dzień.
Galeria zdjęć – Złoty Krąg i Reykjavik