Czy wakacje na Islandii to dobry pomysł dla rodziny z malutkim dzieckiem? My, mówiąc komukolwiek, że lecimy na Islandię z niemowlakiem, słyszeliśmy najczęściej: oszaleliście. Większość osób wyobraża sobie bowiem Islandię jako wyspę w połowie zbudowaną z lodowca, a w drugiej połowie z wulkanu. Krainę lodu i ognia. Lodowatą, wietrzną, niezamieszkałą i dziką. A taka wizja niezbyt pasuje do wymarzonych wakacji z małym bobasem.
My jednak polecamy. Oczywiście taki wyjazd z niemowlakiem nie należy do najłatwiejszych, ale tak jest pewnie z większością rodzinnych wakacji.
Dlaczego Islandia to dobre miejsce dla niemowlaka
- Na Islandię mamy bezpośrednie, stosunkowo krótkie i tanie loty z kilku miast Polski. My lecieliśmy z Poznania, a nasz lot trwał około 4 godzin.
- Nie zwiedzamy miast, żadnych muzeów, kościołów czy galerii. Oczywiście znajdziemy takie miejsca, ale to nie one cieszą się największym zainteresowaniem turystów. Dzięki temu, że Islandia to głównie przyrodnicze “zabytki” maluszek ma szansę spędzić dużo czasu na świeżym powietrzu. I to naprawdę świeżym, bo powietrze na wyspie uchodzi za najczystsze w Europie. To zdecydowanie dobre miejsce na ucieczkę przed polskim smogiem.
- Islandia nie jest duża, nie ma zatem konieczności pokonywania dużych odległości, co z niemowlakiem nie jest łatwe. Można nocować w jednym miejscu, w okolicach Reykjaviku czy Selfoss i dojechać do wielu pięknych punktów.
- Większość turystycznych hitów położona jest niemal przy samej drodze. Wystarczy zaparkować i wysiąść z auta, żeby podziwiać wodospad, pola lawowe, czy gejzer. Nie potrzeba długich trekkingów.
- Islandia nie należy do najtańszych miejsc na świecie, wręcz przeciwnie. A za niemowlaka nigdzie nie płaciliśmy dodatkowo, ani w samolocie, ani w żadnym hotelu.
- Jeśli Islandia jest na naszej liście miejsc do zobaczenia to wydaje się nam, że lepiej wybrać się na nią z malutkim dzieckiem, a nie z 2-3 latkiem. Dla niemowlaka wszystko jest atrakcją, każdy wodospad, kamyki na czarnej plaży, kolorowe liście, ludzie wokół. A kilkulatek może się po prostu nudzić oglądając czwarty wodospad tego dnia. A oprócz przyrody mało jest innych atrakcji. Oczywiście to zależy od dziecka, planu podróży, inwencji rodziców.
Dlaczego Islandia może nie być najlepszym miejscem na wakacje z niemowlakiem
- Na Islandii jest zimno. I bardzo wieje. Pierwsze zdanie jest tylko połowicznie prawdziwe, za to drugie w pełni. My byliśmy na Islandii na przełomie września i października, zatem w nie najcieplejszych miesiącach (za te uchodzi lipiec i sierpień). Temperatury zwykle oscylowały wokół 6-8 stopni Celsjusza, ale zdarzyły się i temperatury minusowe, jak i stopni 12 na plusie. Tak czy inaczej są to temperatury zimowe, na które trzeba być przygotowanym. Do tego bardzo wieje. Jednakże nastawialiśmy się na dużo gorsze warunki. Spotkała nas wprawdzie wielka śnieżyca, ostrzeżenia o pozostaniu w domach ze względu na silny wiatr, czy 2-3 dni deszczu, ale przez większość pobytu mieliśmy słoneczną pogodę. Jaś ubrany w zimową kurtkę, zimowe, ocieplone spodnie, czapkę i szal-komin nie marzł. Oczywiście wpływ na to miał sposób w jaki podróżowaliśmy. Jeśli było zimno czy mocno wietrznie jedno z nas zostawało z Jasiem w samochodzie i wymienialiśmy się.
- Z pierwszym punktem związana jest duża niedogodność. Mimo, że większość atrakcji znajduje się bardzo blisko parkingu, to i tak za każdym razem trzeba było Jasia ciepło ubrać, a potem, przed posadzeniem w foteliku, rozebrać. I tak kilka razy dziennie. Było to dość męczące.
- Nie ma przewijaków. To dość oczywiste, bo i nie ma gdzie ich umieścić. Na Islandii prawie nie uświadczysz restauracji przy drodze, nie ma też przy trasie sklepów, czy nawet stacji benzynowych z toaletą. To oznacza konieczność każdorazowego przewijania maluszka w aucie, co nie jest najwygodniejsze. Za to jeśli już jakaś restauracja się znajdzie to prawie zawsze będzie miała przewijak i krzesełko do karmienia.
- Jest wiele atrakcji niedostępnych dla niemowlaków i małych dzieci. Przykładowo Blue Lagoon od 3 roku życia, wejście do tunelu lodowego wydrążonego w lodowcu Langjökull od 5 roku życia, a wycieczka łódką po lagunie lodowcowej Jökulsárlón od 10 roku życia. Również i niektóre “zwykłe” atrakcje (np. wodospad Glymur) są trudno dostępne dla maluszka ze względu na konieczność trekkingu.
- Chyba najfajniej jest podróżować po Islandii z namiotem, nocując na kempingach. A z niemowlakiem to może być dla całej rodziny niekomfortowe i męczące, szczególnie ze względu na trudne warunki pogodowe. Nawet w najcieplejszych miesiącach na wyspie, czyli w lipcu i sierpniu temperatury są takie, jak u nas późną jesienią.
Jak przygotowaliśmy się na Islandię z niemowlakiem?
Przygotowania do wakacji z maluchem rozpoczęliśmy już na etapie kupna biletu. Wybraliśmy bowiem taryfę Wizz Priority i Flex pozwalającą na zmianę rezerwacji do 3 godzin przed lotem, zabranie na pokład bagażu podręcznego i 32 kg bagaż rejestrowanego. Dzięki temu byliśmy spokojni, że w przypadku np. choroby maluszka lot nie przepadnie oraz, że zabierzemy na pokład samolotu wszystko to, czego dla malca potrzebujemy. Jaś nie potrzebował biletu, za to musieliśmy opłacić opłatę administracyjną w wysokości 120 zł za każdy lot. Teoretycznie do samolotu mogliśmy zabrać wózek. W praktyce wyglądało to tak, że wózek zostawiliśmy przed wejściem do samolotu, a do odbioru był w punkcie z niewymiarowymi bagażami (na Islandii) albo z taśmy z innymi bagażami (w Polsce). Średnio to było wygodne, bo albo długo musieliśmy na niego czekać, trzymając śpiącego Jasia na rękach albo na Islandii dość długo go szukaliśmy, bo nie powiedziano nam, że będzie do odbioru w innym miejscu niż reszta bagaży.
Nie zabieraliśmy fotelika samochodowego, bo wynajmowaliśmy auto już z fotelikiem, no i obawialiśmy się o stan naszego fotelika po takiej podróży samolotem. Nasze obawy były chyba słuszne, bo wózek niby przetrwał podróż w całości, ale z licznymi obdrapaniami.
Na Islandię można polecieć z dowodem osobistym, ale dla pewności przed wylotem wyrobiliśmy Jasiowi paszport.
Nasłuchaliśmy się opowieści o islandzkim zimnie, w konsekwencji lwią część naszego bagażu stanowiły kombinezony, kurtki, czapki, szaliki. Zaopatrzyliśmy Jasia w zimową, nieprzemakalną kurtkę, kombinezon zimowy, ocieplane buciki – niechodki, ocieplane spodnie, kilka par rajtuz, kilka czapek (żadna nie przypadła do gustu), szalik – komin, rękawiczki, ciepłe bluzy i grube skarpety. Zabraliśmy też dwa ciepłe kocyki. Wszystko się przydało, aczkolwiek było cieplej niż się spodziewaliśmy. Kombinezon okazał się zbędny, ubraliśmy go może 2-3 razy. Jego zakładanie i zdejmowanie zajmowało więcej czasu niż kurtki. Na szczęście kupiliśmy większy, więc wykorzystamy zimą w Polsce.
Zabraliśmy też apteczkę. Na Islandii, oprócz okolic Reykjaviku, od najbliższej apteki może nas dzielić dystans kilkuset kilometrów. Koniecznym jest więc przygotowanie na różne ewentualności. Oprócz apteczki samochodowej, którą zabraliśmy z naszego auta, spakowaliśmy też leki dla Jasia. Syrop przeciwgorączkowy, leki na biegunkę, elektrolity, krople, maść majerankową, aspirator do nosa i plastry na wypadek kataru, żele na ząbkowanie. Wzięliśmy też krem ochronny do twarzy.
Spakowaliśmy zabawki na umilenie czasu w samolocie i w samochodzie. Były bańki mydlane, piłeczki, gumowe zwierzątka, książeczki i ulubiony, pluszowy królik. Wzięliśmy też tablet z piosenkami i szumem, przydatny do usypiania.
Do walizki zabraliśmy też jedno opakowanie pieluszek, a także kilkanaście musów owocowych w tubkach i kilka słoiczków z gotowym jedzeniem. Nie wiedzieliśmy jak dobrze będą zaopatrzone islandzkie sklepy, a dodatkowo ze względu na alergię Jasia woleliśmy mieć w pogotowiu jedzonko ze sprawdzonym, bezpiecznym składem. Na miejscu okazało się, że sklepy sieci Bonus mają świetną ofertę jeśli chodzi o uwielbiane przez Jasia tubki z musami owocowymi. W odróżnieniu od Polski tam można w tubkach kupić również obiadki, co było bardzo wygodne do podania w samochodzie. W każdym Bonusie były też pampersy, czy mokre chusteczki Waterwipes, których zapas zabraliśmy z domu. Ceny były niewiele większe niż w Polsce (przykładowo paczka pampersów w Polsce ok. 40 zł, a na Islandii około 50 zł), więc przywożenie ich z Polski nie było konieczne.
Specjalnie na Islandię kupiliśmy kompaktowy wózek Kekk (Kees) K2Go Plus. Sam w sobie jest super. Składa się do niewyobrażalnie małej wielkości (46/28/53 cm) – do wymiarów bagażu podręcznego, waży niewiele ponad 6 kg. Na Islandii nie było jednak zbyt wiele miejsc do korzystania z niego. Albo dystans z samochodu był na tyle krótki, że nie było sensu pakować Jasia do wózka, albo miejsce się do tego nie nadawało, albo też pogoda wymuszała lepszą ochronę Jasia przed wiatrem czy zimnem niż wózek. Kilka razy zdarzyło się nam jednak wykorzystać wózek do uśpienia malucha, Reykjavik także zwiedzał w wózku, również na lotniskach wózek był przydatny.
Zabraliśmy także nosidełko – Tulę. Kilka razy je wykorzystaliśmy, ale też nie bardzo często, jak zakładaliśmy. Podobnie jak z wózkiem często szybciej było wziąć malca na ręce i podejść do danego miejsca niż pakować go do nosidełka.
W jaki sposób zwiedzaliśmy Islandię z niemowlakiem?
Jako, że zrobiliśmy objazdówkę po całej wyspie kluczowy był temat wynajmu samochodu. Początkowo planowaliśmy wynajem kampera. To rozwiązanie miałoby niezaprzeczalny plus w postaci swobody podróżowania. Nie bylibyśmy ograniczeni konkretnymi noclegami. Gdy zaczęliśmy zgłębiać temat okazało się jednak, że to rozwiązanie ma trzy zasadnicze minusy. Po pierwsze koszty. Mimo, że noclegi na Islandii są drogie (my płaciliśmy od 85 do 115 euro za noc za naszą trójkę), to wynajem kampera z 3 miejscami siedzącymi i z ogrzewaniem plus koszty pól namiotowych są porównywalne z kosztami wynajmu zwykłego auta i noclegów w hotelach. Drugi minus to zamknięte pola namiotowe. Większość jest otwarta do końca sierpnia, czasem połowy września. My na Islandii byliśmy od 24 września. To oznaczało, że większość pól namiotowych była zamknięta. A na Islandii nie można nocować w kamperach “na dziko”, zatrzymując się gdzieś przy drodze. I tak musielibyśmy więc planować miejsca noclegowe z wyprzedzeniem, tak aby dotrzeć do konkretnego, czynnego pola kempingowego. Trzeci minus to mniejsza dostępność dróg dla kamperów. Raczej nie zdecydowalibyśmy się na wybranie na Fiordy Zachodnie kamperem. Po rozważaniach zdecydowaliśmy się więc na wynajem zwykłego auta – Dacii Duster – z napędem na 4 koła, a przed wyjazdem zarezerwowaliśmy wszystkie noclegi.
Nie zabieraliśmy łóżeczka turystycznego, więc rezerwując noclegi zwracaliśmy uwagę na to, żeby było duże łóżko, na którym moglibyśmy spać w trójkę. Ustaliliśmy też plan naszej podróży w taki sposób, żebyśmy jak najczęściej mieli po 2 noclegi w jednym miejscu, a nie codziennie gdzie indziej. To zawsze trochę mniej rozpakowywania i pakowania.
Prawie codziennie nasz plan dnia wyglądał tak samo. Po obudzeniu standardowe ubieranie się, śniadanie, pakowanie. Dzięki temu, że w Polsce zrobiliśmy dokładną mapę z zaznaczonymi punktami i opisami miejsc, nie musieliśmy na miejscu już się tym zajmować, zawsze wiedzieliśmy co danego dnia chcemy i możemy zobaczyć. Po spakowaniu krótkie usypianie Jasia, tak, żeby senny wsiadł do auta i pierwszą drzemkę odbył w czasie drogi. Później zatrzymywaliśmy się w poszczególnych miejscach. Najczęściej wychodziliśmy w trójkę na krótki spacer, ale czasem zdarzało się, że Jaś jeszcze spał, albo pogoda nie była odpowiednia, wtedy jedno z nas zostawało z Jasiem w samochodzie. Codziennie przejeżdżaliśmy średnio 200 km, staraliśmy się tak rozplanować dzień, żeby najdłuższe fragmenty drogi przypadały na drzemki małego. Ciemno robiło się około godz. 18 i zwykle około tej godziny docieraliśmy na nocleg. Potem trochę aktywności i nauki raczkowania po hotelowych korytarzach, kolacja, kąpiel i usypianie.
Czy polecamy Islandię z niemowlakiem?
Wylatując na Islandię z ośmiomiesięcznym Jasiem byliśmy pełni obaw. A wróciliśmy bardzo zadowoleni i – czego się nie spodziewaliśmy – wypoczęci. To obcowanie z przyrodą, do tego taką niesamowitą, pozwoliło nam na zresetowanie się. Wydaje się nam, że i Jaś był bardzo zadowolony. Nie marudził, był bardzo zainteresowany każdym nowym miejscem, szczególnie wodospady, jako fana kąpieli, bardzo go ciekawiły. Chyba to był najlepszy moment na taką podróż z Jasiem. Jeszcze nie raczkował ani nie chodził, nie potrzebował więc do tego miejsca, jedocześnie stabilnie siedział, co ułatwiało funkcjonowanie w samochodzie czy samolocie. Jadł już większość potraw, co pozwalało i nam zjeść sprawnie śniadania czy kolacje w hotelowych restauracjach, a jednocześnie nadal jego głównym pożywieniem było mleko mamy, nie martwiliśmy się więc czy jest najedzony albo czy mamy dla niego zapas odpowiedniego jedzenia.
Dziekiuje bardzo za ten wpis!