Weekend na Santorini w skrócie
Na Santorini spędziliśmy 2 dni. Popłynęliśmy na wyspę promem z Krety. Mieszkaliśmy w hotelu w miejscowości Karterados. Wypożyczyliśmy na te dwa dni auto i w taki sposób zwiedzaliśmy wyspę.
Byliśmy w Firze, Oia, Pyrgos i na Czerwonej Plaży.
Weekend na Santorini kosztował nas około 400 euro: prom linii Minoan Linea 140 euro i linii Seajets 138 euro, wynajęcie auta z fotelikiem 35 euro, nocleg 40 euro, transfer prywatnym busem z przystani do hotelu 15 euro, bilety autobusowe z Firy do portu 4,60 euro.
Jak nam minął weekend na Santorini?
Do przystani promowej przypłynęliśmy o godzinie 11.40, po dwugodzinnym rejsie. Port znajduje się około 8 kilometrów od stolicy wyspy – Firy. Taksówka lub prywatny bus to koszt 10-20 euro, autobus do Firy kosztuje 2,30 euro. Wybraliśmy prywatny transport, bo nie mieszkaliśmy w samej Firze, a w miejscowości obok, czekałaby nas więc przesiadka. W hotelu poprosiliśmy o pomoc przy wynajęciu auta, które zostało nam podstawione do hotelu i tym sposobem w porze obiadu zwiedzaliśmy już Fire. Pospacerowaliśmy po wąskich, bogatych w schody i zaułki, uliczkach. Zabraliśmy wózek ze względu na porę drzemki Jaśka. Mimo schodów spacer z wózkiem nie był niewykonalny, bo schodki nie są strome, nie było to jednak komfortowe zwiedzanie. Obejście “centrum” Firy zajęło nam około 2 godzin, z przerwą na mrożoną kawę i przekąski. Kolejnym punktem programu była Oia. Mimo, że oddalona od Firy o ok. 10 km, to przejazd do niej, ze względu na kręte, strome uliczki oraz korki zajął nam około 40 minut. Po drodze zrobiliśmy krótki przystanek w Imerovigli, żeby zobaczyć najsłynniejszy kościół na Santorini – Anastasia Church, to przy jego kopule i dzwonnicy robione są zdjęcia reklamujące Santorini. Ze względu na zniechęcenie dziecka, kościół obejrzeliśmy z samochodu. W Oia zjedliśmy obiadokolację i udaliśmy się na obejrzenie zachodu słońca, podobno jednego z najpiękniejszych na świecie. Razem z nami w okolicy ruin zamku oglądało go kilkaset osób. Jako, że Jaś nie był zafascynowany tym przedstawieniem, była to świetna okazja do spacerów po opustoszałym miasteczku.
Drugiego dnia, po wymeldowaniu się z hotelu, pojechaliśmy do Pyrgos. To małe miasteczko, dawna stolica, nie jest tak popularne jak Fira i Oia. Jako, że było jeszcze wcześnie byliśmy niemal jedynymi turystami, ale dość szybko przybywało zwiedzających. Tutaj uliczki, a raczej chodniki są tak wąskie i strome, że wózek został w aucie. Po Pyrgos pojechaliśmy w okolice Czerwonej Plaży, jako odmiany po bieli i błękicie. Jaś w nosidełku dotarł jedynie do punktu widokowego, ale był to wynik jego zmęczenia, a nie trudności trasy. Idąc powoli i ostrożnie można zejść na samą plażę z maluchem w nosidełku. Po Red Beach wróciliśmy do Firy, gdzie zjedliśmy obiad i o godzinie 16, lokalnym autobusem, pojechaliśmy do portu, żeby o godzinie 17 wsiąść na prom płynący na Kretę.
Co nas zaskoczyło na Santorini?
Mimo przeczytania kilku przewodników i niezliczonej ilości wpisów na blogach, mimo obejrzenia setek (niemal identycznych) zdjęć na Instagramie, zaskoczyło nas kilka kwestii.
- Kościoły, wszędzie kościoły, jest ich na wyspie ponad 300. Mieszkańcy mówią, że po jednym na każdy dzień tygodnia. To właśnie kościoły mają niebieskie kopuły.
- Uliczki są naprawdę wąskie i strome. Wypożyczalnie aut zastrzegają sobie fragmenty dróg, którymi nie możesz się poruszać. Nasza wypożyczalnia nie pozwoliła np. na dojazd autem do portu.
- Parkingi były darmowe.
- Tylko w jednym sklepie znaleźliśmy jedzenie w słoiczkach dla Jaśka, a sprawdziliśmy wiele. Wykupiliśmy wszystkie dostępne słoiczki, czyli cztery. To oznacza, że obecnie na Santorini nie ma już kurczaka z ryżem dla niemowląt od 6 miesiąca życia.
- Ceny biletów na prom z Krety do i z Santorini znacznie różnią się w zależności od strony internetowej, na której chcesz je zarezerwować. Różnice w naszym przypadku wynosiły ponad 100 euro w jedną stronę dla naszej trójki. Ostatecznie bilety kupiliśmy bezpośrednio u przewoźników, wcześniej sprawdzając ceny na kilku stronach internetowych.
- Wyspa jest niewielka, jej linia brzegowa ma długość 70 km. Mieszka na niej ok. 15 tyś. osób.
- Santorini to fragment krateru wulkanu. Czynnego wulkanu. W 1956 roku, w wyniku trzęsienia ziemi, większość domów na wyspie uległa zniszczeniu.
- Santorini to kilka wysp, ta główna, na której byliśmy to Thira, wśród turystów znana pod nazwą Santorini.
- Santorini cierpi na niedostatek wody pitnej. Jeszcze niedawno dostarczano ją na wyspę statkiem – cysterną. Obecnie pomaga odsalarnia wody morskiej.
Czy Santorini to miejsce na urlop z rocznym dzieckiem?
Chyba nie. Cieszymy się, że nie wpadliśmy na pomysł spędzenia na wyspie dłuższego okresu czasu. Dwa dni były zupełnie wystarczające. Zobaczyliśmy wszystko to, co sobie zaplanowaliśmy, a jednocześnie nie zmęczyliśmy się wyspą.
Santorini jest bardzo ładne, wyjątkowe, ale jednocześnie nie jest przyjazne rodzicom. Prócz oczywistych aspektów jak strome, wąskie uliczki z licznymi schodami, tłumy turystów i upał, dochodzą takie kwestie jak brak w sklepach jedzenia dla maluchów, brak placów zabaw, czy parków, w których można usiąść na trawie albo plaż z przyjemnym dla dzieci piaskiem. Jasiek potrzebuje przestrzeni do biegania i zabawy, a na Santorini takiej nie było. Oczywiście Santorini to nie tylko Fira i Oia, są również mniejsze miejscowości jak np. Perissa, często wybierana jako miejsce pobytu rodzin z dziećmi. Nadal nie jest to jednak miejsce, gdzie znajdziemy piaszczyste plaże czy atrakcyjne place zabaw.
Santorini polecamy raczej na romantyczny weekend (o ile romantyzmu nie zniszczy tłum turystów) niż na rodzinne wakacje.