Zgodnie z mapką, którą dostaliśmy w którymś punkcie informacji turystycznej za północ Islandii uznaje się tereny od Bordeyri po okolice jeziora Myvatn. Za “stolicę” północy uważa się natomiast Akureyri. To okolice rzadziej odwiedzane przez turystów, ze względu na oddalenie od Reykjaviku. I to jest ogromny plus tych terenów.
Trasa
Na północ Islandii wyruszyliśmy z Fiordów Zachodnich. Praktycznie cała nasza trasa na północ i po północy Islandii przebiegała krajową jedynką. Byłoby więc raczej komfortowo. Byłoby, ponieważ gdy byliśmy w okolicy jeziora Myvatn spadł śnieg, a raczej trafiliśmy na burze śnieżne. Nasz samochód z wypożyczalni (IcePol, polecamy!) sprawdził się idealnie. Nowe, zimowe opony z kolcami pozwoliły nam na bezpieczną jazdę. Drogi nie były w dobrym stanie, i to nie tylko te boczne prowadzące do poszczególnych atrakcji, ale i trasa nr 1. Dodatkowo niestety inni kierowcy nie byli tak dobrze przygotowani do zimy jak my. Nie mogli podjechać pod wzniesienia, zatrzymywali się nagle na środku drogi, przy okazji wpadając w poślizg. W ciągu jednego dnia naliczyliśmy kilkanaście samochodów w rowie, przy czym islandzkie rowy nie są takie jak w Polsce, to po prostu zbocza wzniesienia którym biegnie droga. Widok dachującego auta był zatem przerażający.
Na Islandii jest obowiązek posiadania zimowych opon od 15 października. My na północy Islandii byliśmy w pierwszym tygodniu października. Fajnie więc, że wypożyczalnia nie czekała z wymianą opon do ostatniego dnia.
Na północy Islandii
Północ Islandii oferuje takie atrakcje jak wodospdy Dettifoss czy Godafoss, powulkaniczne okolice jeziora Myvatn, obszar geotermalny Hverir, skałę Hvitserkur czy obszar Dimmuborgir, kratery wulkanów Krafla i Hverfjall, baseny termalne Myvatn Nature Bath, rejsy w poszukiwaniu wielorybów wypływające z miejscowości Husavik, czy skansen Skagafjordur Heritage Museum z domkami torfowymi Glaumbaer.
Z racji śnieżnej pogody nie udało się nam zobaczyć tyle, ile wstępnie zaplanowaliśmy, ale i tak północna Islandia zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie. Będzie się nam kojarzyła z krajobrazami jak z obcej planety, a także z widzianą pierwszy raz w życiu zorzą polarną. Również i na północy poznaliśmy taką Islandią, o jakiej nam mówiono: śnieżną i niedostępną.
Co nas rozczarowało?
Skała Hvitserkur. Aby do niej dojechać trzeba odbić od trasy numer 1 około 30 km, co daje na sam dojazd godzinę. A skała zdecydowanie lepiej wygląda na instagramowych zdjęciach niż na żywo. Do tego zejście do niej jest strome, więc tylko Patryk mógł ją podziwiać z bliska, a Justyna z Jasiem z punktu widokowego niedaleko parkingu.
Również i wodospad Dettifoss, czyli najpotężniejszy wodospad Islandii nie powala na kolana. Nawet świadomość tego, że mógłby zasilić w energię prawie cały Reykjavik. Być może to wina szalejącej śnieżycy, może w słoneczny dzień robi lepsze wrażenie. Może to też kwestia strony – my byliśmy od strony zachodniej, od wschodu widok jest chyba lepszy. Wybraliśmy dojazd od strony zachodniej, bo ta trasa jest asfaltowa. Od strony wschodniej jest szutrowa droga. Dojście do wodospadu z parkingu to trasa długości 1 km, nieodpowiednia dla wózka. Ze względu na pogodę nie poszliśmy już do polecanych wodospadów opodal – Selfoss (około 1 km od Dettifoss) i położonego trochę dalej Hafragilfoss. Szkoda, bo na zdjęciach prezentują się fenomenalnie.
Co nas urzekło?
Okolice jeziora Myvatn. Glaumbaer. Godafoss. I zorza polarna.
Jezioro Myvatn jest niesamowite, inne niż znane nam jeziora, ma kilkadziesiąt wysepek i półwyspów. Liczne punkty widokowe pozwalają na jego swobodne podziwianie. Co ciekawe, mimo, że znajduje się na dalekiej północy, nigdy nie zamarza. Słynie też z podobno ogromnych ilości komarów, zresztą myvatn oznacza jezioro komarów. Farma Glaumbaer w miejscowości Skagafjordur urzekła nas natomiast domkami torfowymi. Mimo, że widzieliśmy je wcześniej na zdjęciach i wydawało się nam, że to nic niezwykłego, to na miejscu bardzo się nam podobały. Także wodospad Godafoss na żywo zrobił na nas niesamowite wrażenie. Od parkingu prowadzi do niego krótka, kilkuminutowa trasa. Na spacer polecamy także Dimmuborgir – labirynt formacji powstałych na skutek wybuchu wulkanu. Idealne miejsce na wędrówkę z dzieckiem – ze względu szerokie i utwardzone alejki.
Geotermalne kąpielisko Myvatn Nature Bath
W okolicy jeziora Myvatn znajduje się kąpielisko geotermalne Myvatn Nature Bath – roboczo przez nas nazwane podróbką Blue Lagoon. Zaplanowaliśmy je jako miejsce rodzinnego relaksu. Od Blue Lagoon, oprócz ceny, różni je bowiem też to, że również maluszki mogą korzystać z kąpieli. Ze względu jednak na szalejącą śnieżycę, a co za tym idzie dużą różnicę temperatur pomiędzy wodą, a powietrzem, z kąpieli korzystał tylko Patryk. Jako, że był na basenie w dniu 1 października zapłacił za bilet 4.200 koron (ok. 135 zł), w okresie od maja do września cena wejściówki to natomiast 5.000 koron (ok. 160 zł). Dla przypomnienia: wejście do Blue Lagoon to koszt około 300 zł. Patryk wrócił zrelaksowany i zdecydowanie poleca te baseny.
Zorza polarna
Termin podróży na Islandię – na przełomie września i października – nie był przypadkowy. Od początku września na Islandii można zapolować na zorzę polarną. Na stronie www.vedur.is codziennie podawana jest prognoza dla zorzy: jakie są szanse jej zobaczenia. W naszym przypadku rzeczywiście prognoza się sprawdziła. Udało się nam zobaczyć zorzę w te dni, w które sugerowano największe prawdopodobieństwo. Bo z zorzą nie jest łatwo. Żeby można ją zobaczyć musi zostać spełnionych kilka warunków: odpowiednia aktywność słońca (bo zorza to naładowane elektrycznie cząstki ze słońca zderzające się z cząsteczkami gazu w atmosferze), poza tym musi być ciemno oraz bezchmurnie. Zorza pojawiała się na kilkanaście minut. I faktycznie wyglądała jak na zdjęciach. Te zorze, które my widzieliśmy były zielone, z drobnymi przebłyskami fioletu, czerwieni i różu. Przez kilkanaście minut zorza przemieszcza się po niebie, tworząc różne wzory. Niesamowity efekt.
Czego nie udało się nam zobaczyć?
Z powodu pogody niestety nie udało się nam popłynąć w rejs w poszukiwaniu wielorybów, z których słynie miejscowość Husavik. Nie udało się nam również odwiedzić kraterów wulkanów – Krafli z jeziorkiem Viti i Hverfjall, którego krawędzią biegnie trasa maratonu. Niestety nie spędziliśmy także nad jeziorem Myvatn tyle czasu, ile chcielibyśmy. Na naszej mapce mieliśmy zaznaczony także kanion Asbyrgi, do którego nie dotarliśmy.
Nocleg
W okolicach jeziora Myvatn nocowaliśmy w hotelu Laxa (link do strony hotelu na bookingu). To był zdecydowanie nasz najlepszy nocleg na Islandii. Piękny hotel, ze świetnym widokiem z okna, smacznym jedzeniem. Do tego bardzo fajna opcja informowania o pojawiającej się zorzy – gdy tylko się zaczęła, personel do nas zadzwonił. Gdyby nie ta możliwość pewnie byśmy ją przegapili, bo z okien naszego pokoju w ogóle nie było jej widać.
Super relacja! Chciałbym się Was zapytać o ilość dni spędzonych na Islandii?
Bowiem planuję podróż z niemowlakiem i zastanawiam się czy mógłbym się posiłkować Waszym planem/relacją.